Szukaj na tym blogu

niedziela, 27 listopada 2016

#12 33:33

City Trail 27.11.2016
zdj. Agata Masiulaniec/Biegowy Świat
Czy to szczęście wybiegać sobie magiczne cyferki? Nie którzy patrzą, by czas był jak najmniejszy, a inni, żeby być w pierwszej trójce, kolejni nie patrzą na nic, a ja osóbka, która prócz #biegambyjescciastki patrzę na numerologię. Zawsze lubiłam cyfry: dostaję numer startowy to sumuję cyfry, przeważnie 4 przynoszą mi szczęście. Szczęście... no właśnie. Każdy ma swoją definicję. Jesteś zdrowy, dla chorego będziesz szczęśliwy, biegasz - dla kaleki będziesz szczęśliwy... mogłabym tak dalej wymieniać. Jaka jest Twoja definicja szczęścia..?

Często nie doceniamy tego co mamy, dopiero gdy to stracimy uświadamiamy sobie jaka pustka nas ogarnia. Można też śmiało powiedzieć, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. Chcemy więcej i więcej. Ale czy to da nam właśnie wspomniane szczęście? Stawiamy sobie cele, realizujemy je łatwiej, trudniej, szybko... a co jak by nie było celu? Żyjesz i cieszysz się każdą spontaniczną chwilą. Tu i teraz! To co Ciebie spotyka każdego dnia daje Ci uśmiech na maxa i daje spełnienie.


Dzisiaj wzięłam udział w biegu z serii City Trail - biegu leśnym na 5 km. Biegłam przed siebie, bez strachu, że nie osiągnę celu.. podziwiałam otaczającą mnie florę: błoto, liście, zbieg, liście, błoto, podbieg. I wiecie co? Po przekroczeniu mety czułam niedosyt! No jak to? A tak to... bieganie po lesie mnie uszczęśliwia :-)



„Nie ma czasu – tak krótkie jest życie – na sprzeczki, przeprosiny, zawiść, wyjaśnienia. Jest tylko czas na kochanie, i to w tej chwili, że się tak wyrażę”. Mark Twain

sobota, 12 listopada 2016

#11 biegać czy nie biegać? Oto jest pytanie...

Półmaraton zablokował mnie totalnie, przestałam biegać. Nie zaprzestałam jednak treningów siłowych, czy ogólnorozwojowych.. jednakże moja pasja zeszła na dalszy plan. Czyżbym się wypaliła? Straciła siłę? Gdzie motywacja? Chęć bycia lepszą wersją siebie? ... nie wiem. Totalnie się nie mogłam pozbierać. Zapisałam się spontanicznie na 1 Zimowe Grand Prix Redy - trail na 5 km. Nie wiedziałam z czym to się je, bez większego przygotowania po prostu pojechałam, odebrałam pakiet... spotkałam przyjaciół biegowych.. poczułam się lepiej. Chciałam przebiec, cieszyć się bieganiem, cieszyć się, że mam możliwość iść po prostu sobie pobiegać. I co? Zakładając buty czułam już głód biegania.. przebiegłam, nie zatrzymując się. Trasa do łatwych nie należała.. 2,5km podbiegu, po czym zbieg, mokro, pełno liści, ślisko, błoto... i to jest to! Kilometraż wyśmienity! Zmęczy się człowiek, ale nie na tyle, by umierać. Odkryłam kolejny etap biegowy w swoim życiu... dla radości, dla siebie, dla własnej satysfakcji.. czas? A kto by go liczył! Przecież na olimpiadę nie pojadę... (a propos olimpiady polecam czeski film "Fair Play"...)

6.11.2016: I Zimowe Grand Prix Redy etap 2
Nadszedł 4 bieg w Gdyni i słynna Świętojańska.. nadal nie biegałam.. cel: przebiec, nie zatrzymać się, cieszyć się z każdego kilometra i z uśmiechem przekroczyć metę! Melduję wykonanie zadania! Cieszę się, gdy moi znajomi realizują swoje plany, robią życiówki.. (nie powiem, bo marzy mi się przebiec dychę w 55 minut.. - ale jeszcze nie nadszedł chyba ten czas..) Uwierzcie, wbiegając na metę miałam banana na twarzy, zatrzymałam zegarek, odebrałam medal... i poczułam ponownie endorfiny! Czego zabrakło mi po półmaratonie..

Reasumując i odpowiadając na kluczowe pytanie: zdecydowanie biegać! Biegać dystanse w których czuje się spełnienie. I tak właśnie postanawiam. Zachwycona biegiem w Grand Prix w Redzie postanawiam brać udział w biegach po lesie. Uliczne mi się troszku znudziły ;-)

Wielka piona dla wszystkich biegaczy!
B.

11.11.2016: Bieg Niepodległości Gdynia

czwartek, 20 października 2016

#10 półmaraton+półmaraton=maraton...I did it again!

W miniona niedzielę miałam przyjemność startować w drugim w swoim życiu półmaratonie. Pierwszy przebiegłam w marcu br. w Gdyni (2 x Świętojańska do góry!), drugi w Gdańsku. "I did it again"... Trasa prosta, tak jak zapowiadali organizatorzy, dość płaska, szybka (taaa dla kogo szybka, dla tego szybka ;-). W biegaczach jest coś takiego wspaniałego, że jest fair play, każdy wspiera drugiego, gratuluje życiówek, sukcesów (zapewne w innych sportach jest podobnie, ale nie mam doświadczenia). Nie jestem zawodowcem, na olimpiadę nie pojadę. Biegam dla zdrowia i dobrego samopoczucia. W weekend ze zdrowiem nie było za dobrze - pierwszy raz przeżyłam grypę żołądkową. Mimo złego samopoczucia postanowiłam wystartować.. tak, wiem szalona jestem i nieodpowiedzialna. Zdrowie ważniejsze. Trudno, stało się, odchorowałam swoje w poniedziałek i wtorek...Biegnąc rozmyślałam i zastanawiałam się "po co się męczę? Czemu to sobie robię?" Na 15 km doszłam do wniosku, że to nie mój dystans. Lubię biegać, ale 21km po prostu przerosło mnie i moje możliwości. To nie jest tak, że "chcieć to móc" - trzeba znaleźć balans pomiędzy przyjemnością, a męczeniem się w sporcie. Endorfiny i cała sprawa związana z przekroczeniem mety rekompensuje wykraczanie poza sferę komfortu. Każdy start, który w tym roku założyłam sobie dawał mi ogromną radość i satysfakcję. Więc co jest nie tak? Może choroba, może nie ten dzień, może nie... po przekroczeniu mety odebrałam medal i nie poczułam nic. Przebiegłam w jakimś tam czasie (nawet dość przyzwoite zważywszy na mój stan) i powiedziałam do Magdy, że pierwszy raz nie czuję satysfakcji, radości, po prostu nic. Że już nie chcę takich dystansów, bo przecież jak zrobisz półmaraton, to już pytają kiedy maraton. A ja biegam bo lubię i nie pobiegnę! Dzisiaj jest 4 dzień po półmaratonie i dopiero go przetrawiłam. 
A tak w ogóle to mogę powiedzieć, że jestem prawie maratończykiem, 2 półmaratony w roku daje maraton!
B.
Z dziewczynami: Emilią i Gosią. Fot.Maratomania/Labosport


środa, 28 września 2016

#9 intensywne odchudzanie? Nie, to prezent dla mnie!

Jestem singielką - kobitką poszukującą szczęścia... Takie życie, taki los, nie poddaje się... ale nie o tym chciałam napisać. Chcę się podzielić refleksją jaka mnie ostatnio naszła. Poznaję ludzi różnymi drogami, między innymi również przez internet. Zwykła rozmowa:
On: co robisz wieczorem?
Ja: idę na trening.
On: a po treningu?
Ja: planuję pobiegać parę kilometrów...
On: Intensywne odchudzanie?
.
.
.
A można się w ogóle intensywnie odchudzać? Czy tylko osoby o nadwadze ćwiczą? Czy to takie dziwne, że trening mam wpisane na stałe do kalendarza? Że jest to ważniejsze niż wszystko inne? Czy jestem egoistką? Być może, ale jeśli nie dam sobie czasu tylko dla siebie to zwariuję. Trening dla mnie oznacza godzinę dla siebie. Odskocznia od pracy, od dnia codziennego. Tylko ja i moje zmagania. Do Michaliny chodzę już 9 miesiąc - jak to dumnie brzmi. Pamiętam pierwszy trening i tę niepewność, czy sprostam.. powolutku a do celu! Jak nie teraz zaczniesz, to kiedy? W przysłowiowy kolejny poniedziałek?
Moja obawa związana z treningiem siłowym jest teraz dowcipem na treningu:
Michalina: weź hantelki 1,5 kg.
BobaFit: Ale czy ja dam radę?
Michalina: Tak, na pewno!

Obecnie kettlebell o masie 12km jest na porządku dziennym, nie zapominając o sztandze!
Każda z nas powinna być przez godzinę dziennie egoistką i zrobić coś dla siebie. Bo jeśli my tego nie zrobimy, to nikt za nas tego nie zrobi!

Wczoraj dostałam w końcu numer "Przyjaciółki". Rozmowa ze sprzedawcą:
BobaFit: To moja koleżanka. - mówię wskazując Izę na okładce.
Sprzedawca: Super, ale ile to wyrzyczeń!
BobaFit: To styl życia, nie wyrzeczenia.

Dbając o siebie stosujemy wyrzeczenia? Nie nazwałabym tego w ten sposób. Należy zachować balans, bo zwariujemy. Zdrowe odżywianie wydaje się trudne - no właśnie wydaje się! Bo jak już wiesz co i jak robić okazuje się bardzo proste! 

B.
 

wtorek, 20 września 2016

#8 pomaganie przez bieganie

MTB LEJDIS
W minioną sobotę razem z dziewczynami reprezentowałyśmy MTB na 2. PKO Biegu Charytatywnym pod hasłem „Pomagamy z każdym krokiem”! Akcja rozegrała się równocześnie na 12 stadionach lekkoatletycznych w całej Polsce. Wybrałyśmy oczywiście Gdańsk (z racji odległości). To nie jest zwykły bieg, każde okrążenie daje posiłek dzieciom potrzebującym. Z punktu patrzenia biegacza: świetne interwały. 400m na maksa, odpoczynek przez parę chwil kiedy pozostałe osoby z drużyny biegają i ponownie ruszamy do biegu. Nie wiedziałam, że tak szybko mogę biegać. Co innego interwał na krótsze odcinki.. a co maratończycy mają powiedzieć utrzymując tempo 3.0 na km? Cóż, na olimpiadę nie pojadę, ale co pobiegnę to moje, a później mogę umrzeć - jak powiedziała mi Aśka podczas sztafety, gdzie myślałam, że już nie dam rady. Tak, to mój czas - i mam zamiar wykorzystać go jak mogę. A jak jeszcze mogę pomóc, to tym bardziej dam z siebie maxa. Nasz wysiłek przyczynił się do pełnych 40 okrążeń!! O jedno okrążenie więcej niż w zeszłym roku. Dodatkowo tytuł najlepszej drużyny żeńskiej obroniony - to taki dodatek do całej akcji, bo głównym celem jest pomoc. Ale nie powiem, bo bardzo się ucieszyłyśmy! Organizacja super, wody pod dostatkiem, jabłka, mieszanki orzechów, krówki... i do tego piękne medale... po prostu WARTO BIEGAĆ I POMAGAĆ! 
Ps. Paweł M. dziękuję za zdjęcia i doping!

MTB LEJDIS i największy nasz kibic Ober :-)


niedziela, 11 września 2016

#7 po pierwsze radość!

Jak to jest? Praca zawodowa, dom, trening, czasem jakieś kino, zakupy, rachunki... życie codzienne. Wyczekujesz weekendu. Wyspać się? Nie! Rano budzik dzwoni, porządne śniadanie, ulubione buty, strój (ten szczęśliwy!), banan w torbę i na bieg! Najstarszy Bieg Uliczny Westerplatte odbył się po raz 54! Miałam okazję w nim uczestniczyć już drugi raz w swoim życiu. W zeszłym roku wybiegałam swoją życiówkę. Jest marzenie, by ją pobić, ale nie za wszelką cenę - zdrowie ważniejsze. Do olimpiady mnie nie powołają, ale co pobiegane to moje! 
Pogoda była zmienna na niekorzyść. Rano idealna dla biegacza. Im bliżej startu, tym co raz cieplej i duszniej. Po 5 km już nie było kolorowo, dla mnie odbywała się walka pt:"nie zatrzymaj się". Chciałam dobiec, uwolnić endorfiny i dać się ponieść radości z biegania. Tak, to wspaniałe uczucie, gdy przekraczasz metę i wszyscy sobie nawzajem gratulujemy! Wszyscy jesteśmy zwycięzcami! Nie liczy się czas, nie liczy się miejsce, liczy się radość z biegania! I tą radość dzielimy się z wszystkimi do okoła. Biegam 1,5 roku i zawody traktuję jako spotkania z moimi przyjaciółmi biegowymi - tematom nie ma końca. Przed startem wspólna fota, zapytania "na ile biegniesz?" - "na 10km" :-). Po przekroczeniu mety zdjęcia z medalami, przeżywa się jeszcze raz całą trasę - analizuje jak było. Czy się udało zrealizować założenia... ważne, że jesteśmy w całości na mecie. Nie wszyscy mają takie szczęście. 
Dzisiejszy wpis dedykuję mojej koleżance Magdzie. Nie było jej ze mną na biegu, ale wierzę, że stanie jeszcze ze mną na starcie i pobiegnie ramię w ramię JUST FOR FUN!
B.



poniedziałek, 5 września 2016

#6 karma wraca?

29.08.2016 trening MTB fot. MS Magda Stankiewicz
Niestety co raz częściej słyszymy, że małe dzieci, duże dzieci, dorośli, zwierzęta potrzebują pomocy. Rak czy guzy nie wiadomego pochodzenia, niepełnosprawność, choroby skóry, serca... mogłabym wymieniać bez końca. Współczujemy, życzymy zdrowia, wesprzemy dobrym słowem. Ale tak naprawdę dopiero do nas dochodzi, gdy bliscy znajomi, rodzina czy przyjaciele dotykają takiego problemu. Tak się stało w przypadku mojego kolegi ze studiów Pawła. Gdy przeczytałam informację na fb nie mogłam uwierzyć. Ma zdrowie, ma miłość, jego kobieta życia w ciąży. I nagle bum! Informacja, że dzieciątko urodzi się chore i potrzebuje specjalistycznej operacji. Mają wiarę, mają nadzieje, ale brakuje kasy! Kurcze, ile jest warte ludzkie życie? W tym przypadku prawie 400.000zł. Kwota ogromna. Nie ma co płakać, zamartwiać się - trzeba działać. Dostaję telefon od przyjaciółki, która też zna Pawła i mówi: "Co zrobisz coś? Pomożesz? Co możemy zrobić?". No jak to co? Zorganizować akcję i zbierać pieniądze. MTB zorganizowało trening charytatywny, który poprowadziła niezastąpiona Michalina (Szefowa jeszcze raz wielkie dzięki!!!). Zjawiło się sporo osób, każdy wrzucał do puszki ile mógł. To jest kropla w morzu - ale niech się nazbiera tych kropel wystarczająca ilość i będzie cała potrzebna kwota! 
3.09.2016 Parkrun Gdańsk fot. Paweł Marcinko
Kolejnym moim pomysłem było połączenie akcji "bicie rekordu frekwencji Parkrun Gdańsk" z zbieraniem funduszy dla Ignasia. W współpracy z Maciejem Gach udało się ten cel zorganizować! Wybrałam się razem z dziewczynami z MTB: Asią i Anią (dziękuję Wam bardzo za pomoc!). Moje zdziwienie nie miało końca! Ludzie mają wielkie serca! Ci co nie mieli przy sobie złotówek prosili o podanie numeru konta, by mogli dokonać wpłaty. 
3.09.2016 Parkrun Gdańsk fot. Paweł Marcinko
Abstrahując od całego dobra, od tego jaką jestem osobą (Ci co mnie znają, to wiedzą dokładnie) to boli mnie znieczulica ludzka i obojętność. Ludzie są nie uprzejmi dla siebie, złośliwi.. ostatnia sytuacja moja u lekarza: przychodzę na swoją umówioną godzinę (tego dnia wyjątkowo mi się spieszyło, bo miałam pociąg do Warszawy i nie mogłam się spóźnić). Pełno ludzi czeka (lekarz przyjmuje od 10ej, a pacjenci czekają od 8ej...) - pytam grzecznie: kto ostatni?, ile osób jest?, czy mnie przepuszczą?, bo taka i taka sytuacja. Co usłyszałam? Nam się też spieszy, trzeba było przyjść tydzień temu, ale historyjkę Pani wymyśliła! Tak się złożyło - nie miałam jak tej wizyty przełożyć (wiemy jak działa NFZ) - liczyłam na zrozumienie (tak, tak! umiesz liczyć? licz na siebie!). Podeszłam do rejestracji, wyjaśniłam o co chodzi i pani rejestratorka "zagadała" z lekarzem i poza kolejnością załatwiłam swoją sprawę (chodziło o wypisanie recepty). Na pociąg zdążyłam, rejestratorce bardzo podziękowałam - bo nie musiała. A ja mam lekcję, że są ludzie dobrzy z natury i dobrzy na pokaz.

B.

niedziela, 28 sierpnia 2016

#5 smażing, plażing...

Słoneczne dni - stęskniona na maxa! Nie narzekam, że za ciepło, że za duszno, że biegać nie mogę..(wolę i tak na wiosnę i jesień, ba! nawet w zimę!) Planowałam już wcześniej, że niedziela to totalny luz, wyśpię się i siup na plażę. Karwieńskie Błota - spokojniej, mniej ludzi.. ha! Wyjdź do ludzi, a spotkasz znajomych! I tak też się stało. Miło jest porozmawiać na każdy temat, mimo długiego nie widzenia. Czasami tak jest, że nie utrzymujemy z kimś kontaktu regularnie, ale to nie znaczy, że nie można poprowadzić owocnej dyskusji o problemach dnia codziennego, o tym co się wydarzyło. Nie musimy mówić co nas boli, czego się obawiamy..
Przy okazji mogłam poznać panią Tuptuś, wspaniałego króliczka, która została znaleziona tuż przed posesją znajomych w Wejherowie. Gryzoń stał się członkiem rodziny - w pełni znaczeniu tego słowa! Podróżuje razem z swoimi opiekunami... pierwszy raz w życiu widziałam królika na plaży! Schowany w cieniu, z miską wody, jedzonkiem... i było mu naprawdę dobrze - wyciągał nogi i odpoczywał.

Jakiś czas temu znalazłam Chomiczysko, którego już nie ma ze mną. Troszkę popłakałam, bo człowiek tak ma, przywiązuje się szybko.. niby twardy na zewnątrz, a w środku miękka faja...
Ale powiedzcie mi jak to jest, że ludzie wyrzucają zwierzęta? Chomik, królik, pies, kot.. ? Znieczulica totalna. Zwierzęta są bezbronne, to my, ludzie decydujemy jaki będzie ich żywot. Cieszę się, że mimo pędu dnia codziennego potrafimy otworzyć serca i bezinteresownie pomóc, przygarnąć zwierzę i dać mu dom pełny ciepła i życzliwości.

B.

piątek, 19 sierpnia 2016

#4 trasa rowerowa Gdynia - Wejherowo

Tak jak sobie postanowiłam, tak realizuję swój plan. Raz w tygodniu (jeśli zdrowie i pogoda na to pozwoli, chociaż to drugie nie powinno być wymówką!) wybieram się na dłuższą przejażdżkę rowerową. Dzisiaj wybrałam się do Gdyni załatwić sprawy, więc w jedną stronę skm-ką - mój przyjaciel rower też jechał (bez biletu, bo nie trzeba). Siedziałam wygodnie, a on był obok mnie - podstawiony pociąg był starszego typu, który nie przewidywał przewożenia roweru. Zdziwienie ludzi wykraczało po za moje granice, nikt co prawda nic nie powiedział, ale ich wzrok mówił wszystko... jak to siedzę, a obok rower w przejściu ?! Nikomu nie przeszkadzał, nawet pan z większą torbą przeszedł...
Wysiadłam na Wzgórzu - no to jedziemy.. ! Topografię Gdyni znam bardziej od strony kierowcy samochodu, ale chyba będą jakieś oznaczenia? Owszem są: koniec drogi rowerowej i droga rowerowa... cóż, jadę tak jak umiem najlepiej, z dala od aut i pieszych (którzy kompletnie nie zwracają uwagi, na to co się dzieje w około nich..). Przejechałam bulwar, do którego droga rowerowa prowadzi, jadę w kierunku dworca głównego chodnikiem... napotykam ścieżkę rowerową...ale ona nie idzie w kierunku w którym chcę jechać! Zero znaków dla rowerzystów, brak informacji jaka to ścieżka czy też dokąd prowadzi... czy tak trudno dać taką informację, skoro Gdynia zachęca do jazdy na rowerze? Dojechawszy do dworca, przeszłam przejściem podziemnym w kierunku ulicy Warszawskiej (nie byłam jedyną, która wpadła na taki pomysł) i dalej jadę. Przeskakuję z prawej strony na lewą stronę drogi - światła są męczące: hamowanie, rozpędzanie się, hamowanie... ok, ale przynajmniej mam ścieżkę rowerową, ale co robią na niej piesi? Burzą się jak dam znać dzwonkiem, że jadę! Jestem w Rumi... mijam Galerię Rumia, stoję ponownie na światłach - chciałam jechać Towarową (mniejszy ruch) i wyobraźcie sobie, że wjechałam na ścieżkę rowerową! Ale się ucieszyłam! Reda, już do celu blisko, zjeżdżam ulicą Drogowców z powrotem na krajową 6 i ścieżki rowerowej nie ma.. gdzie się podziała? Znikła? Spotykam innych fanów jednośladów i jadą normalnie drogą asflatową - więc jadę i ja. Wejherowo, no byleby do domu!Na wysokości Biedronki i słynnego skrzyżowania Orzeszkowej odnajduję ścieżkę rowerową, która doprowadziła mnie już praktycznie pod dom.. Po przebyciu 28 km czułam się gorzej jak po ostatnich 50km po lesie (przynajmniej droga była oznaczona). Zmęczona ciągłymi światłami, hałasem dnia codziennego podsumowuję trasę: nie jedźcie nią. Nie warto, szkoda nerwów. Jeśli ktoś zna inna trasę Gdynia - Wejherowo tu też Wejherowo - Gdynia proszę o informację - przetestuję.

B.





wtorek, 16 sierpnia 2016

#3 Makijażowe metamorfozy

W minioną sobotę miałam przyjemność wziąć udział w makijażowych metamorfozach pod tytułem: "Perfumeria Douglas Rumia Beauty Street". Byłam zapisana do marki Clinique - zajęła się mną wizażystka Patrycja - osoba bardzo oddanej swojej pracy. Mimo zmęczenia (byłam 8 klientką) wykazała się pełnią profesjonalizmu. Tłumaczyła krok po kroku, co robi. Pierwszy raz byłam przez kogoś malowana i mam nadzieję, że nie ostatni! Wiele dowiedziałam się na temat swojej cery, jakich kosmetyków powinnam używać. Gdzie, co jak użyć, by wydobyć swoje piękno. Myślę, że każdej kobiecie przydałaby się taka lekcja. Udział w niej nic nie kosztuje - jedynie należy poświęcić trochę czasu :-) Po makijażowym szaleństwie był czas na fryzury. Panie fryzjerki również stanęły na wysokości zadania - miałam pięknego warkocza - dobierańca z podkręconymi końcówkami. Wisienką na torcie była profesjonalna sesja fotograficzna wykonana przez Remi Dabrowski Photography z Czarne Owce. Każda klientka, która dokonała zakupu (za określoną kwotę) kosmetyków marki, w której brała udział otrzymywała zdjęcia w prezencie. Oczywiście skusiłam się na zakup :-) i nie żałuję! Kosmetyki wysokiej jakości, jestem bardzo zadowolona. Do tego wzbogaciłam swoją wiedzę jak profesjonalnie wykonać w domu make-up! Poniżej przedstawiam efekt z sesji: w kolorze i czarno białe - już w ramce. 
B.







piątek, 12 sierpnia 2016

#2 zachciało się popedałować

Jak człowiek biega to i popedałować troszku może... 
Troszku, czyli do Nadola i z powrotem. Co to dla mnie? Przecież w zeszłym roku robiłam po 30km! Kondycyjnie przygotowana, zastanawiałam się tylko czy mój rower wytrzyma, w końcu jest już pełnoletni. Sprawił się wspaniale - tyle mogę powiedzieć. 
rower bez amortyzacji:)

Jedynie 4litery trochę bolą  - ale to podobno normalne :) Trasy wcześniej nie sprawdzałam - jako wieloletni kierowca z prawem jazdy kat. B chciałam jechać drogą uliczną (bo jakże by inaczej?). Ku mojemu zdziwieniu odkryłam piękną ścieżkę rowerową! Tak, człowiek uczy się całe życie!
oznaczenie ścieżki rowerowej
Ścieżka zaczyna się jakieś 800m od mojego domu. Jest dobrze oznaczona - udało się nie zgubić! Większość odcinka pozbawiona jest ruchu drogowego. Przeważa droga gruntowa o zróżnicowanej nawierzchni, szczególnie gdy przemierzałam lasy Puszczy Darżlubskiej. Nad jeziorem Żarnowieckim już niestety nie było tak wspaniale, gdyż trzeba było zjechać na ulicę. Na szczęście ruch samochodów był bardzo mały. Zainspirowana tą trasą postanawiam wynaleźć kolejne i pozwiedzać północne Kaszuby - chętni zapewne się znajdą :)
Podczas jazdy nauczyłam się jeszcze jednego: nie można kręcić głową, gdy zaczyna boleć kark (traci się równowagę i wypadek gotowy!.. na szczęście wjechałam tylko w płot i mam małego siniaka na ręce).
Gdy na liczniku wybił 43 kilometr czułam już zmęczenie. Wiedziałam, że do celu zostało jeszcze 8km i nie można się poddać. Udało się - 51km moje! Kto jak nie ja?! Zarejestrowałam trochę mniej, bo garminek padł z wyczerpania szybciej niż jego właścicielka!

Podsumowując 51km w mniej niż 4h.. a jak to się ma do planowanego triathlonu? Triathloniści jadą drogą asfaltową, mają też inny rower i zapewne są bardziej przygotowani niż ja w tym momencie. Do tego dochodzi bieganie i pływanie! Do odważnych świat należy, decyzja podjęta! Ironman Triathlon Sprint 2017 będzie mój! 
Pozdrawiam,
B.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

#1 To, że wygrałeś, nie znaczy, że jesteś najlepszy!

Parkrun Gdańsk południe #1 fot. Anna Trzaskowska
W sobotę odbyła się inauguracja Parkrun Gdańsk południe. Jako, że jestem wielką fanką co sobotnich spotkań o 9-ej, postanowiłam "jechać 50 km, by pobiegać z wariatami 5km"  :-) Niedawno nawiązałam nie pisaną współpracę z pozytywną wariatką Magdą z Fejsbuka (na zdjęciu po prawej) i tym sposobem zostałam zmobilizowana do założenia Bloga. Bloga o wszystkim, o imprezach biegowych, o imprezach nie biegowych, o życiu, o nie życiu, o zwierzętach, o muzyce i nie muzyce, kinie, teatrze... a więc podsumowując będę starać się zrecenzować wydarzenia na których bywam (a uwierzcie trochę tego jest!). Po lewej stronie Ania - koleżanka poznana na jednym z treningów MTB w zeszłym roku, bez której wiele rzeczy nie zrobiłabym w swoim biegowym i niebiegowym życiu - za co tutaj publicznie dziękuję!






Parkrun Gdańsk Południe #1 fot. Joanna Sztybor
Pierwszy raz brałam udziału w takim wydarzeniu i mam nadzieję, że nie ostatni. Biegacze to jedna wielka rodzina - mogą nie pamiętać swojego imienia, ale zawsze z uśmiechem siebie witają. Frekwencja dopisała: padł rekord uczestników otwarcia, co tym bardziej cieszy! Atmosferę tworzą biegacze - jedni biegną na wynik, jedni na przeżycie, jedni rekreacyjnie, a jeszcze inni pojawiają się by poplotkować no i  przy okazji coś tam pobiegać. Sposób nie jest ważny i nie mi to oceniać. Tytuł posta zapożyczony z reklamy jednego z filmów: "to, że wygrałeś, nie znaczy, że jesteś najlepszy". Ktoś musi być pierwszy, ktoś musi być ostatni. Jak dla mnie wszyscy jesteśmy wygranymi!
Źródło: Parkrun Gdańsk - Południe
Trasa zróżnicowana, dwa okrążenia pierwszego zbiornika przeleciały szybciutko, po czym zaskoczona pozytywnie podbiegiem (bo wiadome, że musi być i zbieg) udało się dobiec do zbiornika nr dwa, gdzie było można zastać kibicujące łabędzie. Powrót do zbiornika nr 1 i meta - pierwszy raz tak szybko biegłam, że nikt mnie nie złapał w kadrze jak ją przekraczam :-) nadmienię tylko, że był to mój 30 parkrunowy start w karierze biegacza. Reasumując: ten kto był, wie, że było fajnie, a ten kto nie był..., cóż,  ma zawsze szansę się przekonać w każdą sobotę o 9. Dla mnie osobiście jeden minus: brak toi-toia (chyba, że był gdzieś schowany i go nie zauważyłam). Poratowały panie z salonu kosmetycznego. A i co najważniejsze: miejsc parkingowych wystarczająco!

B.